Naturalna pielęgnacja: czy warto zacząć tę przygodę z Nathsiw?

Bo że warto, moim zdaniem, w ogóle zacząć przygodę z naturalną pielęgnacją pisałam tu. Oczywiście, nie jest to droga dobra dla każdego, ale warto przynajmniej spróbować. Cały ten blog zresztą świadczy o tym, że w moim wypadku droga ta okazała się słuszna i krótka wycieczka zamieniła się w podróż trwającą już kilka lat.

Zacząć można w różnoraki sposób. Można po prostu eksperymentować bez żadnych odgórnych założeń i tak zaczęłam ja. Można czerpać inspiracje z wielu blogów, forów, książek itp. biorąc z nich to, co wydaje nam się ciekawe i z tych puzzli sklejać własny schemat. Można też zaufać jednej osobie i podążyć za nią. Tu pewnie powinnam zadziałać PR – owo i powiedzieć, że najlepiej zaufać mnie i będzie cacy, ale bynajmniej tak nie uważam. A czy warto zaufać Nathsiw i sięgnąć po jej ebooka „Naturalna pielęgnacja: zacznij ze mną! Przewodnik dbania o skórę twarzy” ? Myślę, że przeczytanie tego tytułu z pełnym zrozumieniem, będzie dobrym punktem wyjścia do opowiedzenia, jakie są moje wrażenia po lekturze. 

gwiazki

Przede wszystkim jest to ebook poświęcony ściśle sprecyzowanemu zagadnieniu – naturalnej pielęgnacji twarzy. Co to jest pielęgnacja twarzy, to wiadomo. Co to jest naturalna pielęgnacja, autorka szczegółowo wyjaśnia na samym początku. Nie ma obecnie żadnej jednej obowiązującej definicji kosmetyku naturalnego, każdy ma nieco inne podejście do zagadnienia, inne parametry bierze pod uwagę, inne substancje akceptuje, inne wyklucza. Natalia opowiada, czym ona się kieruje i czym są dla niej kosmetyki naturalne. Bardzo podoba mi się tutaj to, że nie ma machania kosturem przed twarzami oniemiałej gawiedzi. Często podkreślane jest, że decyzje o zaakceptowaniu bądź odrzuceniu pewnych substancji są decyzjami indywidualnymi, który każdy powinien przepracować sam czerpiąc wiedzę z różnych (!) źródeł. Nie musimy podzielać punktu widzenia autorki. Jest on wyraźnie skreślony, ale Natalia pozostawia Czytelnikowi równie wyraźny margines i zachęca do samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji w oparciu o własny rozum i obserwacje swojej skóry. 

Dwie kolejne istotne, zawarte w tytule wskazówki odnośnie do zawartości ebooka mieszczą się w słowach „(…) zacznij ze mną!(…)”. Raz: jest to pozycja skierowana do osób, które chcą ZACZĄĆ dbać o skórę twarzy przy pomocy naturalnych kosmetyków. Podoba mi się takie zawężenie tematu. Podoba mi się, że nie jest to misz – masz wszystkiego. Dwa: ebook napisany jest przez pryzmat indywidualnych doświadczeń autorki. Nie jest to lektura, która pretenduje do bycia ultrauniwersalną receptą czy książką naukową. Nie ma tu więc bezpośrednich odniesień do badań, na które autorka czasem się powołuje. Choć na końcu książki znajduje się bibliografia, co oczywiście, uważam za plus. 

Ebook jest – i tu mamy jego piątą ważną cechę – przewodnikiem. Przewodnikiem napisanym na podstawie indywidualnych doświadczeń kogoś, kto też kiedyś zaczynał. To, według mnie, wartość tego ebooka – niewiele tu teoretycznego ĄĘ, większość zawartych tu informacji to informacje praktyczne. Praktyczne i konkretne. Na tyle praktyczne, że są tu skomponowane plany pielęgnacji z podziałem na typy cery oraz stworzone listy kosmetyków z podziałem na kategorie i półki cenowe. Listy te są dość skromne objętościowo, ale są to produkty przetestowane i polecane przez autorkę, a nie tylko ocenione na podstawie producenckich opisów. 

Skoro już wiemy, z czym to się je, to zobaczmy, co konkretnie jeść będziemy. Okazuje się, że w kwestii tego, jak zacząć z naturalną pielęgnacją, mamy właściwie z Natalią całkiem zbliżone podejście, czyli najlepiej zacząć powoli, małymi kroczkami i z rozwagą. Bardzo podoba mi się rozdział o mitach kosmetycznych. Jest też trochę o lesswaste i czytaniu składów – są to absolutne podstawy w telegraficznym skrócie, ale przypominam, że jesteśmy w ebooku dla początkujących, więc treść jest słusznie dostosowana do stopnia zaawansowania potencjalnego Czytelnika. Główny trzon książki stanowi omówienie etapów pielęgnacji. Natalia wyróżnia cztery etapy podstawowe: demakijaż, oczyszczanie, tonizacja, nawilżanie ( podzielone na dwa podetapy: treatment i „dosłowne nawilżanie”) oraz dwa dodatkowe: maseczka, peeling – i opowiada o tym, jakich produktów i w jaki sposób używać, co wybrać, czym się kierować i na co zwrócić uwagę. 

gwiazki

Lektura ta momentami podoba mi się bardzo, momentami mniej. Czasem natrafiałam na pewne nieścisłości lub stwierdzenia, które uważam za zbyt kategoryczne np. że filtry mineralne „(…) nie uczulają i nie podrażniają skóry” – wszystko może uczulać, ponieważ alergie, podobnie jak zapychanie, to kwestia indywidualna. Czasem jest zbyt ogólnie i brakuje mi uszczegółowienia pewnych zagadnień np. omawiając składniki, których unika, Natalia wspomina o filtrach przenikających czy donorach formaldehydu. Fajnie byłoby je wymienić, bo przecież osoba początkująca czytając ebooka zupełnie nie będzie wiedziała, o jakich składnikach mówimy i jak je zidentyfikować w INCI. Temat filtrów przenikających powraca również później w rozdziale o filtrach chemicznych i znów aż się prosi o konkrety. Takich konkretów brakuje mi także przy omawianiu olejków hydrofilowych, gdzie krótka lista kilku najpopularniejszych emulgatorów mogłaby bardzo pomóc w poruszaniu się po produktach. Nie mówię tu o jakiś rozbudowanych tabelach, ale o wymienieniu choć kilku substancji tak, jak jest to zrobione np. w przypadku detergentów w rozdziale o oczyszczaniu. 

Maseczki – ten rozdział bardzo pobieżnie, moim zdaniem, prześlizguje się po, bardzo przecież szerokim, temacie. Fajnie byłoby, według mnie, opowiedzieć nieco więcej o rodzajach maseczek tak, jak w rozdziałach o demakijażu i oczyszczaniu Natalia opowiada o olejkach, mleczkach, żelach, piankach itp. Fajnie byłoby opowiedzieć więcej o maskach sypkich do samodzielnego rozrobienia i gotowych ( to jest, w pewnym stopniu, zrobione dalej w osobnym rozdziale o glinkach), w płacie i w kremie, o maskach zmywalnych i niezmywalnych, o maskach peel – off, o maskach z peelingiem. O peelingach jest już kolejny rozdział i są tu one lepiej omówione, choć znów zabrakło mi więcej informacji o kwasach – temat również szeroki, a dosłownie ledwo liźnięty. 

Ale, szczerze mówiąc, najbardziej rozczarował mnie rozdział o masłach i olejach, w którym jest trochę o masłach i prawie nic o olejach. A Natalia jest przecież znana ze swojego zamiłowania do olejów, także sądziłam, że akurat ten temat będzie tu bardzo szczegółowo omówiony. Tymczasem już obszerniejsze są nawet rozdziały o hydrolatach czy olejkach eterycznych, gdzie jest wymienione i opisane po kilka przykładów. 

gwiazki

O ile, jak już wspomniałam, ogólnie rzecz biorąc mam zbliżone do Natalii podejście do tematu naturalnej pielęgnacji, o tyle czasem trochę inaczej patrzę na pewne kwestie, które Natalia nazwała błędami w pielęgnacji np. używanie produktów niezgodnie z ich przeznaczeniem nie jest, według mnie, żadnym błędem. Oczywiście, warto przeczytać, jak producent zaleca stosować swój kosmetyk, szczególnie, jeśli jest się osobą początkującą. Natomiast producenci lubią, moim zdaniem, sztucznie mnożyć kategorie i napędzać popyt na większą liczbę kosmetyków. Osobny krem do szyi i dekoltu, osobny do twarzy, jeszcze inny pod oczy, ale już inny na powieki, a już na pewno inny do ust, inny do biustu, inny na uda i pośladki, do rąk, do stóp, do skórek i paznokci, a i koniecznie inny na to, co jeszcze zostało do wysmarowania…czyli w sumie na łydki i przedramiona!  Producentom na pewno się to opłaca, pytanie, czy opłaca się konsumentom. Zresztą sama Natalia pisząc później o swojej niechęci do kremów pod oczy i zachęcając, by pod oczy aplikować krem do twarzy, zachęca w pewnym sensie do użytku produktu ( kremu do twarzy) niezgodnie z jego przeznaczeniem ( pod oczy). W tym akurat wypadku byłabym jednak bardzo ostrożna, szczególnie, jeśli nie macie dostatecznej wiedzy, by stwierdzić, co drzemie w Waszym kremie. Jednak oczy to wrażliwy obszar, a na niektórych kremach do twarzy jest wprost i bardzo wyraźnie i nie bez powodu napisane, by okolice oczu omijać. Nie lekceważyłabym tego. 

Nie do końca zgadzam się również z tym, że sera stoją w opozycji do kremów, bo dzięki zawartości składników aktywnych wywołują „(…) faktyczne zmiany w funkcjonowaniu skóry i jej fizjologii – i dlatego przynoszą szybkie efekty”. To moim zdaniem zbyt duże uogólnienie i zbyt krzywdzące dla kremów. Po pierwsze: to nie jest tak, że po serum efekty będą szybkie, a po kremie nie. To zależy, jakie serum, jaki krem, jakie te substancje aktywne, jaka jest dokładnie receptura całego produktu. A szybsze też wcale nie znaczy lepsze. Pewne składniki aktywne po prostu potrzebują czasu, aby zadziałać i nieważne, czy będą składnikiem kremu czy serum. Po drugie: jak sama Natalia potem pisze „Serum to W TEORII kosmetyk dużo bardziej skoncentrowany niż krem czy inne produkty”. Właśnie wydaje mi się, patrząc na produkty dziś dostępne na rynku, że to już tylko teoria. Nazwa serum ładnie brzmi, więc widać dookoła pewne produkty opatrzone taką etykietką, podczas gdy środek bywa uboższy niż „zwykłego” kremu. Dlatego, według mnie, taka dychotomia nie jest dobrym podziałem i w tym wypadku lepiej kierować się deklaracjami producenta odnośnie do tego, co kosmetyk ma ROBIĆ na skórze niż z góry zakładać, że serum przyniesie szybkie efekty, a z kremem trzeba się będzie miesiącami wozić. 

gwiazki

Pomijając jednak te niuanse i patrząc na eBooka bardziej globalnie – według mnie nie jest to lektura odkrywcza. Treści zawarte w eBooku spokojnie możecie sobie wygooglować, tematy tu poruszane bywają na blogach nawet dogłębniej zgłębiane. Ale tu znów zwrócę uwagę na rzecz szalenie istotną – to eBook dla początkujących. Jeśli Ty jesteś osobą początkującą, to być może nawet nie wiesz, co właściwie wpisać w to Google i jakie zadać pytanie. Tym bardziej zapewne nie wiesz, którym źródłom można ufać. Ebook Natalii rozwiązuje te problemy – zadaje podstawowe pytania i odpowiada na nie w sposób prosty i zrozumiały. Jest godnym zaufania źródłem wiedzy. Wiedzy praktycznej, dzięki której możesz od razu przystąpić do robienia zakupów i wdrażania zmian. 

Ebook to nie sama treść, ale i forma. Ta mnie szczerze zachwyca i aż chciałoby się zobaczyć wersję papierową, bo z pewnością stanowiłaby ozdobę biblioteczki. Jeśli obserwujecie Natalię na Instagramie, czytacie bloga i/lub oglądacie na YouTube, to z pewnością dostrzegliście, że ma swój styl wypowiedzi i wrażliwości estetycznej. Dokładnie ten sam klimat językowy i wizualny można odnaleźć w ebooku. A to oznacza, że jest on przepięknie zaprojektowany z dużą dbałością o detale. Osobiście również bardzo doceniam to, że zdjęcia zostały wykonane przez autorkę, a nie są to wałkowane wciąż na około te same słodko – sztuczne fotosy z iStocka czy innych baz.

gwiazki

Ostatnio czytam wiele recenzji, które kończą się przesłaniem w stylu: a czy warto, to już musicie zdecydować sami. Oczywiście, że ostateczna decyzja należy do Was. Tylko że mam wrażenie, że recenzja i opinia jej autora o recenzowanym przedmiocie ma właśnie w podjęciu tej decyzji pomóc, a uchylanie się od zajęcia stanowiska jest mało pomocne, za to bywa wygodne i opłacalne. Zatem czy moim zdaniem warto odbyć „podróż po naturalności” z Nathsiw? Nie, jeśli Wasza podróż trwa już jakiś czas i/lub macie podstawową wiedzę i/lub szukacie wyższego stopnia wtajemniczenia i/lub lubicie eksperymentować na własną rękę i/lub nie interesuje Was naturalna pielęgnacja i/lub macie swoje nawyki pielęgnacyjne, których nie chcecie zmieniać. Tak, jeśli jesteście u progu tej podróży i szukacie drogowskazów. Tak, jeśli chcecie zacząć naturalną pielęgnację twarzy i szukacie skondensowanego przewodnika po naturalnych produktach. Ja siedzę w temacie już kilka lat, nie jestem więc grupą docelową tego ebooka, ale gdybym była sobą sprzed kilku lat, chciałabym zacząć swoją naturalną przygodę z Natalią. 

gwiazki

Na koniec chciałabym jeszcze zrobić małe porównanie. Jeśli jesteście na bieżąco z tekstami na blogu to wiecie, że niedawno popełniłam wpis o innej książce, którą uważam za sensowny poradnik urodowy. Którą z nich wybrać? Uważam, że obie te pozycje to lektury dla początkujących. Jeżeli chcecie podążać w stronę naturalnej pielęgnacji, to na pierwszy ogień poleciłabym eBooka Natalii, ponieważ zawiera więcej informacji praktycznych i odpowiada na ważne, prozaiczne pytania, co właściwie konkretnie kupić. Książka Kwiatkowskiej, choć również w moim odczuciu podstawowa, jest bardziej uszczegółowiona i mocniej skupia się na teorii np. omawianiu składników. Według mnie te dwie pozycje całkiem fajnie się uzupełniają.

POPULARNE POSTY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You cannot copy content of this page
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.