Sposoby na puszące się włosy

Jesień to u mnie ( był ) czas największych problemów z opanowaniem puszenia i elektryzowania się włosów. Obecnie sytuacja uległa dużej poprawie i chciałam podzielić się z Wami kilkoma sposobami, które w znacznej mierze się do tego przyczyniły. Oczywiście, znaczenie ma tu ogólnie cała pielęgnacja, jaką stosujemy, ale uważam, że te kilka kwestii, które za chwilę poruszę, jest kluczowe. 

gwiazki

Zmiana zwykłej suszarki na tą z jonizacją. Wiem, z lekka oczywiste, ale ja wyjątkowo późno dokonałam tej zmiany zupełnie nie doceniając jej wagi. Było mi po prostu zwyczajnie szkoda pozbywać się starej, nadal działającej suszarki. Wyrzucanie sprawnych i użytecznych rzeczy wyjątkowo źle na mnie działa, czuję, że jest to jakiś bezsensowny akt agresji wobec środowiska. Nie było komu odsprzedać, nie było komu oddać, a ja powtarzałam sobie w duchu, że w końcu się zepsuje… Mijały miesiące, suszarka hulała jak złoto i nic nie zwiastowało, by miała zamiar abdykować. Pewnie miałabym ją do dziś, na szczęście w końcu pojawiła się okazja do jej oddania. Wtedy kupiłam porządnego Philipsa z jonizacją i był to milowy krok w ograniczeniu puszenia się. 

Bo ogólnie suszenie włosów po każdym myciu to u mnie krok obowiązkowy. Jeśli dam włosom wyschnąć samodzielnie, to siana, które utworzy mi się na głowie, już na pewno nie uda mi się doprowadzić do normalnego wyglądu. Po myciu, bez pocierania, odciskam delikatnie nadmiar wody z włosów, potem na chwilę zawijam je w ręcznik i następnie suszę. Chwila trwa różnie, a jej długość zależy głównie od warunków organizacyjnych. Staram się nie przekraczać pół godziny, ale bywa różnie i bywają w życiu codziennym kwestie ważniejsze niż mokre włosy. 

Bez względu na to, jaką macie suszarkę, warto też ustawiać zimny lub chłodny nawiew, ale tu przyznam szczerze, że u siebie nie widzę jakiejś kolosalnej różnicy w stopniu spuszenia w zależności od temperatury. Natomiast staram się rozpoczynać i kończyć suszenie chłodnym i zimnym powietrzem, tak aby stopniowo zwiększać i zmniejszać temperaturę. Jednak większość czasu operuje gorącym nawiewem i eksperymenty z wprowadzeniem chłodnego nawiewu na cały czas suszenia u mnie nie przyniosły istotnych zmian. 

O wiele ważniejsze dla mnie jest zabezpieczanie włosów zanim przystąpię do suszenia i w tym celu sięgam po spray’e termochronne. Jeśli chodzi o kosmetyki naturalne, to, według mojego rozeznania, nie ma dużego wyboru tego rodzaju preparatów. Osobiście znam i gorąco Wam polecam spray z Eolabu, koniecznie ten z ciemnowłosą damą na etykiecie. Jest tani, wydajny i poza tym, że ochrania włosy przez wysoką temperaturą, ułatwia rozczesywanie i trochę wygładza. Obawiałam się, że będzie obciążał czy sklejał włosy, ale nic takiego się nie dzieje. Eolab jest niewidocznym i praktycznie niewyczuwalnym pomocnikiem. Ma lekką, właściwie wodnistą konsystencję. Po wysuszeniu włosów kompletnie nie czuć, żeby były czymkolwiek pryskane, tylko delikatny, kwiatowy zapach czasem o spray’u mi przypomina. Stosuję, oczywiście, na czyste, wilgotne włosy – pryskam na całej długości, rozczesuję i przystępuje do suszenia. 

Jeśli chodzi o naturalne spray’e termochronne, znm jeszcze ze słyszenia spray Mawawo, ale na tę chwilę nie miałam, więc nie mogę wypowiedzieć się co do jego działania. 

Jeśli chodzi o aspekty kosmetyczne, poza termochroną, ogromną zmianę w temacie puszenia przyniosło u mnie olejowanie włosów. To ogólnie szeroki temat i nie będę go tu zgłębiać i rozwijać. Gorąco polecam Wam ten wpis Agnieszki Niedziałek. Generalnie, chodzi o wcieranie we włosy oleju lub mieszanki olejowej. U mnie najczęściej najlepiej sprawdza się olejowanie na podkład z żelu aloesowego ( najbardziej polecam Equilibrę lub Bentona, a przegląd naturalnych aloesowych żeli znajdziecie TU), z wyjątkiem okresów dużej wilgotności powietrza – wtedy olej solo robi najlepszą robotę. Hitem, jeśli chodzi o czyste oleje, jest olej lniany, a moim ostatnim odkryciem, które dodatkowo genialnie uelastycznia włosy i sprawia, że są o wiele bardziej podatne na stylizacje, jest olejek z czarnuszki do włosów delikatnych i cienkich Bioelixire znaleziony w Rossmannie. Olejek, a więc nie sam olej z czarnuszki, a kompozycja kilku składników. Świetny produkt!

Bardzo istotną kwestią i w sumie najszybszą zmianą, którą możecie wprowadzić od zaraz bez konieczności kupowania czegokolwiek, jest używanie szczotki do wczesywania odżywek/ masek w umyte, wilgotne włosy. Ja przez bardzo długi czas produkty te po prostu rozprowadzałam palcami. Potem używałam do tego celu drewnianego grzebienia z The Body Shop z szerokimi zębami, ale finalnie najlepiej spisuje mi się ta sama szczotka, której używam do czesania, czyli TA ze zdjęcia kupiona w Rossmannie ( w ogóle jest dla mnie świetna i od kiedy ją mam nie wiem, jak mogłam tak długo używać Tangle Teezera). Najpierw rozprowadzam odżywkę/ maskę dłońmi, a potem kilkukrotnie przeczesuje włosy szczotką, by produkt równomiernie się rozłożył. Ta prosta zmiana techniki aplikacji przyniosła u mnie naprawdę spore efekty, włosy dużo mniej się też plączą i kołtunią w ciągu dnia. 

Ale te wszystkie zmiany nie były w moim odczuciu tak kluczowe, jak całkowita rezygnacja z czapek i szalików wykonanych ze sztucznych materiałów. Moje włosy po zdjęciu poliestrowej czapki, to był kompletnie nie dający się odratować przyklap na skalpie i naelektryzowane, fruwające siano na długości. Kosmyki włażące do nosa i ust przy najlżejszym powiewie. Koszmar! Obecnie noszę wyłącznie jedwabne, bawełniane lub wełniane szale i nakrycia głowy. Skóra głowy się nie zapaca i zdecydowanie mniej się też przetłuszcza, na długości nie ma puchu, a po zdjęciu czapki wystarczy przeczesać włosy palcami, by wróciły do swojej objętości. 

Oczywiście, i czapki i szaliki należy również sumiennie prać. Btw, jeśli macie w okresie jesienno – zimowym problemy z cerą na twarzy w linii żuchwy, pierwsze co warto zrobić, to wrzucić szalik do pralki. Jeśli boicie się, że z pielęgnacją wełny jest za dużo zabawy, to śpieszę Was ucieszyć – od lat piorę wełnę ( z wyjątkiem płaszczy ) w pralce, w programie na wełnę i bez wirowania i tym trybem nie udało mi się niczego zniszczyć. Przyda się też golarka do ubrań, choć nie ma co przesadzać z częstotliwością jej stosowania. Jeśli obawiacie się, że wełna gryzie, to zapewniam, że nie każda i nawet w H&M można kupić dobre wyroby na kilka sezonów ( jedną czapkę z wełny mam już trzeci rok i nadal wygląda doskonale ). Jeśli martwi Was ekologiczny lub ideologiczny aspekt wyrobu jedwabiu, bawełny i wełny, to rozwiązaniem może być odzież z drugiego obiegu: second – handów czy Vinted. Naprawdę, spróbujcie, różnica w kondycji włosów i skóry głowy jest ogromna.

gwiazki

Szykując ten wpis zerknęłam też, co radzi wujek Google i muszę powiedzieć, że wpadła mi w oko jedna bardzo często powtarzająca się rada, by stosować jakieś kosmetyki bez spłukiwania, co u mnie nie sprawdza się kompletnie. Wyjątkiem jest termoochrona. Natomiast wygładzające serum, serum silikonowe na końcówki, olejki i wszelkie natłuszczające bądź silikonowe preparaty wcierane w już umyte włosy – to rozwiązania zbyt obciążające moje kosmyki, nawet jeśli produkty te stosuje w ilości kropel jeden. Co, oczywiście, nie oznacza, że ta opcja nie sprawdzi się i u Was, ale jeśli tak jest, to nie jesteście sami. 

POPULARNE POSTY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You cannot copy content of this page
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.