
Do pielęgnacji ciała i włosów nie miałam w zeszłym roku aż tylu ulubieńców, co do pielęgnacji twarzy, ale złota piętnastka jest i jest gotowa, by się przed Państwem zaprezentować. Drugą część wpisu poświeconą produktom do pielęgnacji twarzy znajdziecie tu. A tymczasem zerknijmy na preparaty do pielęgnacji ciała.
Preparaty do pielęgnacji ciała
Na początek chciałabym Wam polecić dwa wyjątkowe mydła w kostce. Godika Wilcza Jagoda to jagoda w pełnej kosmetycznej krasie. Oczywiście, użytkowo jest bardzo dobra, a przy tym pachnąca cudowną borówką i wyglądająca jak widać na załączonym obrazku. Więcej zdjęć możecie zobaczyć tu.

Cudowną wariacją na temat kawy jest z kolei mydło kawowe Kostka Mydła. Pachnie świeżo paloną kawą. Wygląda jak deser kawowy – przyozdobione jest ziarenkami kawy, ale, uwaga!, to nie są prawdziwe ziarna kawy, które w pewnym momencie i tak by odpadły i tyle byśmy je widzieli, tylko element mydła, który wraz z resztą produktu systematycznie ulega zmydlaniu. Mistrzostwo! Więcej zdjęć możecie zobaczyć tu. Kostka to właściwie 2w1, bo w jednej części ma w sobie również element peelingujący w postaci zmielonych ziaren kawy. Ziaren nie jest dużo, można zmydlić kostkę w dłoniach i pominąć milczeniem istnienie drobin. Ale można też podrapać sobie ciałko szorując kostką bezpośrednio po skórze.

Jeśli nie używacie mydeł w kostce lub, jak ja, używacie ich naprzemiennie z żelami, to moim zdaniem szczególnie warto zwrócić uwagę na żel Wakacje na Bali z nowej kolekcji Hagi. Żel jest gęsty, galaretkowaty, dobrze współpracujący i wydajny. Pachnie pikantnie z wytrawną goryczką trawy cytrynowej i słodkawą nutą wanilii.


W minionym roku nieco ograniczyłam używanie peelingów ze względu na to, że zaczęłam eksperymentowanie ze szczotkowaniem ciała na sucho. Ale jest jeden peeling, który mnie szczególnie mocno chwycił za serce. Peeling kawowy z pomarańczą i imbirem Natural Secrets.

Jest to peeling cukrowy z kawą o zapachu.. kawy i wytrawnej, skórkowej pomarańczy. Jest dość zbity, średnio tłusty i bardzo wydajny. Był chyba najbardziej wydajnym peelingiem w mojej kosmetycznej historii. Drobinki bardzo dobrze się trzymają, nie uciekają i przylegają do skóry w trakcie masażu, a jednocześnie łatwo się spłukują samym ciśnieniem wody.

W kategorii smarowideł do ciała po pierwsze chciałam Wam polecić mus do ciała Be The Sky Girl. Ma wspaniałą, maślaną konsystencję serka topionego, pięknie się rozprowadza. Jest treściwy, dobrze nawilża i odżywia. Zostawia lekką powłoczkę i subtelny, elegancki blask na skórze.

Po drugie – intensywną kurację przeciw rozstępom Momme. Od tego rodzaju preparatów oczekuję, że dadzą skórze coś więcej niż klasyczny balsam. Ta kuracja faktycznie sprawiała, że skóra była bardziej jędrna, napięta i wygładzona. Efekty, niestety, nie utrzymały się po odstawieniu, ale nie mam o to pretensji, bo to krem – nie skalpel, i z wielką chęcią powrócę w przyszłości do tej kuracji, żeby zrobić z niej faktyczną kurację długofalową.


W minionym roku rozwinęłam skrzydła w zakresie testowania naturalnych dezodorantów. Poświęciłam im cały artykuł, który znajdziecie tu. Dwie wisieńki na tym torcie to Theo Douces Angevines oraz konopny deozodorant Majru.

Theo to dezodorant w spray’u – ziołowa kompozycja na organicznym alkoholu z pszenicy pochodzącym z ekologicznych upraw. Maskuje nieprzyjemny zapach potu znakomicie i długotrwale. Choć maskuje to może za mało powiedziane. Otula smród swoim niepowtarzalnym zapachem. Zapewnia mi świeżość przez cały dzień, również w sytuacjach stresowych. Towarzyszył mi też latem, niejedną już zresztą jego butelkę zużyłam. Zapach jest z cyklu męskich, ziołowych i intensywnych. Kompozycje tworzą nuty drzewne, świeża zieleń, jodła i gorzka pomarańcza. Theo nie klei się pod pachami, nie brudzi ubrań.

Druga propozycja to z kolei sodowy dezodorant w kremie. Krem ten jest gładki i miękki, szybki w aplikacji, bo dobrze się rozprowadza, nie jest tłusty czy mokry i można się od razu ubierać. Raczej nie brudzi ubrań, choć czasem na czarnych materiałach widać po wewnętrznej stronie drobne, białe smugi. Dopierają się bez problemów. Bez problemów spędzam też z tym deo całe dnie czując się z nim komfortowo. Sam dezodorant pięknie pachnie bergamotką. W opakowaniu zapach zdaje się intensywny, ale pod pachami w ciągu dnia czuć go bardzo subtelnie, tylko przy bliższym wąchaniu.
Produkty do pielęgnacji włosów
Poza standardowymi szamponami, odżywkami i maskami muszę bardzo pochwalić jeden produkt ekstra, a jest nim serum do skóry głowy Mniej problemów, Więcej włosów Nowa Kosmetyka.

Serum to technicznie rzecz biorąc wcierka na skalp. Świetnie odbija włosy od nasady. Są naprawdę ładnie uniesione i jest to efekt tuż po aplikacji. Są również jakby sztywniejsze, w jak najbardziej pozytywnym sensie. Moje włosy są cienkie i lubią fruwać, a serum sprawia, że nie są tak podatne na każdy najlżejszy podmuch. Z czasem włosy także się wyraźnie mi się wzmocniły i pogrubiły, mniej ich wypadało w trakcie mycia i czesania i zdecydowanie szybciej rosły. Serum również przedłużało świeżość.

Podobnie jak przy oczyszczaniu twarzy, tak i przy myciu głowy, stawiam raczej na delikatne preparaty, więc żadnych rypaczy tu nie znajdziecie. Znajdziecie za to dwie przyjemne rozmarynowe propozycje w płynie oraz dwa szampony w kostce.

Rozmaryn Avalon Organics Volumizing – bardzo dobrze się pieni, dobrze domywa włosy i oczyszcza skórę głowy, daje uczucie świeżości i również faktycznie tę świeżość włosów nieco przedłuża. Nie zauważyłam natomiast, by ta obietnica Volumizing znalazła u mnie przełożenie na rzeczywistość.

Nasz polski rozmaryn Lilla Mai nie jest tak prosty we współpracy, ale za to jest ultradelikatny i jednocześnie skuteczny. Jeśli macie wrażliwą skórę głowy, zdecydowanie powinniście zwrócić na niego uwagę, bo genialnie sprawdza się do codziennego mycia. A trudności we współpracy z nim odczuwalne są zwłaszcza przy pierwszym myciu – wtedy prawie się nie pieni i kiepsko rozprowadza się na włosach. Przy drugim myciu ilość piany i szybkość, z jaką ona powstaje, są już bardzo zadowalające. To znacznie ułatwia rozprowadzanie. Nadal jednak sama formuła szamponu daje stosunkowo mało poślizgu. Poślizgu brakuje też po umyciu, gdyż włosy nie są gładkie, mają tendencję do plątania się i zdecydowanie wymagają odżywki, co jednak dla mnie minusem nie jest, bo i tak ją zawsze nakładam.

No i dwa szampony w kostce, które chciałabym Wam polecić. Pierwszy to skrzyp Naturolgia i jest to mój osobisty szamponowy-kostkowy ideał! Uwielbiam w tej kostce to, że jest dużo miększa niż inne szampony w tej formie, jakich używałam. Gdy ściskam ją w wilgotnych dłoniach, daje się przygnieść. Ładna piana wytwarza się już w trakcie zmydlania w dłoniach, a po wprowadzeniu we włosy kłęby jej są wprost przecudne. A to, co sprawia, że nazywam skrzyp ideałem, to… objętość! Lekkość i puszystość włosów, ładne ich odbicie od nasady. Włosy wydają się grubsze, fryzura wydaje się gęstsza. Przy czym nie jest to efekt siana i to nawet, jak użyję leciutkiej odżywki.


I tym sposobem dojechaliśmy do ostatniej kategorii – odżywek do włosów. Chciałam polecić dwie – Naturativ Objętość i Wzmocnienie oraz, używaną przeze mnie jak odżywkę, maskę odbudowującą Avocado & Honey Organic Shop.

Naturativ objętości to mi akurat nie zapewniał, ale włosy były po nim super miękkie i błyszczce i bardzo bardzo gładkie. Naprawdę gładkie i miękkie. Świetnie sprawdzał mi się w dni, kiedy musiałam ujarzmić puch na łbie, ale nie miałam pomysłu ani czasu na dłuższe zabiegi. Łatwo się rozprowadzał, miał dobry poślizg. Przyjemnie pachniał cytrusami.

Maska Avocado z miodem Organic Shop jest gęściejsza, również się lekko rozprowadza i ma trochę taki poślizg jak silikonowe odżywki z drogerii. Pomaga rozczesywać włosy, nie jest zbyt obciążająca, taka w punkt na co dzień.

I to już definitywny koniec ulubieńców 2020 roku. Jestem ciekawa, do ilu i jakich z tych produktów będę wracać w dalszej przyszłości, bo to zawsze, według mnie, najbardziej wiarygodny wskaźnik najlepsiejszości.
Najnowsze komentarze