Czerwiec obfitował w ciepłe dni i tak się fortunnie złożyło, że i ulubieńcy obfitują w produkty, które na ciepłe dni będą jak znalazł. Lekkie, a zarazem odżywcze i dobrze nawilżające smarowidła do twarzy i ciała. Maseczka, która pozwoli ograniczyć pielęgnację do minimum. Czy bardzo nietypowa, jak na mnie, kategoria, czyli krem do stóp. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, zapraszam do lektury.
Bio Happy, Masło do ciała Date & Vanilla
Jedwabistą i gładką jest natomiast w dotyku, jest również dobrze odżywiona i nawilżona, masło nie wymagało ode mnie stosowania pod spód dodatkowych humektantów. W pełni się zgadzam z tymi trzema przymiotnikami opisującymi formułę. Chciałbym tylko dodać, że masło wymaga poświęcenia mu chwili w czasie aplikacji, bo smuży. Rekompensuje to bardzo dobrą wydajnością.
Ma też piękny zapach, nie wiem, jakie owoce tu autor miał na myśli – może tytułowego daktyla? Dla mnie to po prostu śmietankowa wanilia w subtelnej odsłonie. Ale chyba jestem prostakiem, bo znalazłam taki opis tego zapachu popełniony przez producenta: „Bardzo kobiecy, owocowo-waniliowy zapach z nutą lukrecji, a w sercu anyż i cynamon delikatnie połączony z wiśnią i pieprzem, na ciepłej bazie miodu i nut drzewa cedrowego”…. A jak do tego dodać, że „Zapachy kosmetyków Bio Happy Cosmetics powstają w Grasse i są tworzone przez mistrzów perfumeryjnych, francuską firmę, która od wieków specjalizuje się w luksusowych perfumach. Zapachy są tworzone w 100% z naturalnych i organicznych surowców, jak olejki eteryczne i ich pochodne uzyskiwane tylko metodami fizycznymi jak destylacja czy tłoczenie na zimno” to wychodzi, że mój nos zbytnim wyrafinowaniem nie grzeszy. Ale zapach no ładny bardzo!
Dr Organic, Krem do stóp z miodem manuka
Niby tylko krem do stóp, a jednak fajny. A ja raczej niekoniecznie czuje, żeby moje stopy potrzebowały jakiś specjalnych smarowideł. To bardziej kwestia organizacyjna- ciało i twarz smaruje po wieczornej kąpieli, a nie zawsze bezpośrednio po niej kładę się do łóżka. Dlatego lubię mieć na nocnej szafce oddzielny produkt do stóp, aby móc je posmarować tuż przed położeniem się i nie musieć już chodzić. A skoro już mam mieć oddzielny produkt, to czemu nie miałby być stopom dedykowany.
Ten jest i znajduje to odzwierciedlenie w jego składzie. Zawiera substancje dezodorujące i pochłaniające wilgoć. Jest gęsty i bardzo wydajny, myślę, że mogę mieć problem z wykończeniem go w rok, a tyle jest ważny po otwarciu. Pachnie miodowo-manukowo, niekoniecznie ładnie według mnie, ale ani sztucznie ani męcząco. I w końcu to krem do stop, a stopy są stosunkowo daleko od nosa.
Majru, Olej kawowy
EcoLab, Antycellulitowy peeling do ciała
Eolab to moja ulubiona rosyjska marka. Trafiam u niej na dużo fajnych produktów: krem do rąk z awocado, szampony z ylang -ylang i keratyną, peeling rozgrzewający, francuskie mleczko do ciała, spray termoochronny do włosów. Całkiem całkiem były też odżywki do włosów, peelingi kawowe, krem do stóp czy maseczki algowe. Nie znaczy to, że nie było wtop. Za takowe uważam serum do ciała, masło z guaraną czy żel pod prysznic Tajskie Mango.
Antycellulitowy peeling do ciała zdecydowanie zalicza się do tych fajnych rzeczy. Pod względem formuły to gęsta pasta o średniej mocy zdzierania, nietłusta i niepozostawiająca tłustego filmu na skórze. Ma dobrą przyczepność, jest wydajna. Pod wpływem wody staje się kremowa, dobrze się spłukuje. Zostawia na skórze wrażenie gładkiego filmu niemającego, jak już wspomniałam, nic wspólnego z tłustością. Ta formuła jest dokładnie taka sama, jak w rozgrzewającej wersji peelingu Eolab oraz jak np. w peelingach Organic Shop czy Le Cafe de Beaute.
Essano Beauty, Tumeric Facial Mask
Maseczka jest promiennie żółtym, gęstym kremem, który trzymamy na skórze do kwadransa, a potem zmywamy. Swój obłędny kolorek zawdzięcza tytułowej kurkumie. Krem dobrze się rozprowadza, jest fajnie wilgotny, nietłusty. Przysycha lekko na skórze, również dobrze się zmywa.
Jardin, Owsiano – nagietkowe mleczko do demakijażu
Nazwanie tego cudaka po prostu mleczkiem jest według mnie krzywdzacym uproszczeniem. Klasyczne mleczko to dla mnie biały płyn. A tu produkt ma ciekawą konsystencję – coś jak trochę rzadszy budyń lub gęstsza owsianka. Jest nieco kremowy, choć przy tym wilgotny. Wilgotny, ale kompletnie nietłusty. Masa jest beżowa, a dryfują w niej żółte płatki nagietka, co uwielbiam. W moich oczach takie drobiazgi czynią kosmetyk bardziej atrakcyjnym. Nazywam to organicznym charakterem. Podobnie jest w peelingu rozmarynowym Iossi czy masce Glow Up Alkemie.
Babo, Antystresowe serum do twarzy
Miejski konkurent Hagi i Resibo. W taką właśnie kategorię wpisuje się moim zdaniem antystresowe serum Babo. Obiecuje ono skórze relaks i blask oraz rozjaśnienie i nawilżenie. Ma narzędzia ku temu w postaci solidnych zawodników w składzie. Są to m.in.: oleje ze śliwki i ryżu, ekstrakty z wąkroty azjatyckiej, sosny, ryżu, kakaowca, a przede wszystkim z kilku gatunków alg. I teraz pojawia się lekki niepokój… czy smród alg wszeogarnia świat tuż po otwarciu opakowania? Ależ skąd! Jest całkiem odwrotnie – serce napawa się radością, bo przez nos napływa do niego cudna, orzechowo – kakaowa woń.
Otwierane opakowanie to butelka z eleganckiego, matowego szkła. Wyposażona jest w pompkę, co w teorii jest super, ale tu w praktyce rodzi kilka zgrzytów – pompka trochę pluje, czasem się zacina i ciężko nasuwa się na nią nakrętkę.
Z opakowania wydostaje się serum w formie kremu, a bardziej precyzyjnie będzie napisać o formule lekkiego mleczka. Jeżeli Resibo i Detox Hagi były dla Was za ciężkie, tu powinniście być zadowoleni. Babo jest rzadkie, choć nie aż tak by samoistnie spływać. Łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, dzięki czemu świetnie nadaje się na dzień, bo pozwala zaoszczędzić rano cenny czas. Makijaż można na nie aplikować natychmiast, bez zbędnej zwłoki. Ładnie utrzymuje podkład zapewniając jednocześnie mojej skórze komfort przez cały dzień. Serum dobrze ją odżywia i nawilża, uspokaja i wycisza, czyli istotnie: relaksuje. Nie przypisałabym mu natomiast działania rozjaśniającego.
Najnowsze komentarze