Ulubieńcy lutego i marca

Szampon przedłużający świeżość. Ultranawilżający krem do twarzy i równie zacnie nawilżająca esencja. Wysoce skuteczny dezodorant. Kokosowe uniesienie i śmietankowe masło. A i to nie wszyscy ulubieńcy lutego i marca, bo po co niektórych nie zostało nawet opakowanie do sfotografowania. 

 

Natura Siberica, Saaremaa nawilżający szampon do włosów farbowanych 

Nawilżający szampon Natura Siberica Saarema uplasował się bardzo wysoko na liście moich ulubionych szamponów. Świetnie przedłużał świeżość włosów. Na tle innych szamponów, jakie mam, Saarema zdecydowanie wyróżnia się właśnie pod tym względem. Na drugi dzień po umyciu włosy wciąż prezentują się dobrze. Wiecie, inna sprawa, że ja i tak myję włosy praktycznie codziennie, ale na drugi dzień po Saaremie wymagają one właściwie tylko lekkiego odświeżenia. Wtedy mogę sięgnąć po inny szampon z delikatniejszymi detergentami ( tu jest SCS ). Lubię tak przeplatać, szampon z SCS i bez, czasem naprzemiennie, czasem coś z SCS co trzecie, czwarte mycie. Taki system dobrze się u mnie sprawdza.

Saarema jest też bardzo przyjemna w użyciu – odpowiednio gęsta i świetnie się pieni. Nie idzie za tym jakaś super wydajność, ale jest ona poziomie całkiem w porządku. Szampon ma dość niezauważalny zapach, przy bliższej analizie lekko kwaskowy, owocowy. Dobrze doczyszcza skórę głowy, nie wzmaga przetłuszczania ( o dziwo!, w porównaniu do innych szamponów z SCSem, jakich używałam, ten okazał się bardzo łagodny). A włosy są po nim puszyste i lekkie, delikatnie odbite od nasady. Także cacuszko, a jedyny problem, jaki mam z tym szamponem, to jego kiepska dostępność. Ja kupiłam w Gemini, ale teraz, gdy chciałam wkleić Wam tu link, już go tam nie znalazłam. 

Acure Organics, Ultra Hydrating 12 Hour Facial Moisturizer

Krem Acure i jego 12 – godzinne nawilżenie. Krem jest naprawdę intensywnie nawilżający. Super nawilża będąc przy tym lekkim w konsystencji ( tu widać jego konsystencję). Oczywiście, nie podchodziłam do tego nawilżenia na zasadzie analizowania, ile godzin się utrzymuje. Ale po prostu czułam, że naprawdę to nawilżenie jest intensywne i… odczuwalne. A przy tym krem nie jest ciężki, tłusty ani okluzyjny, raczej taki z kategorii lekkich, jeżeli chodzi o wykończenie. Nazwałabym je półmatowym, buzia się nie świeci jak to zwykle w pewnym stopniu jest często po kremie. Myślę, że cery tłuste go polubią. 

 

Iossi, Acerola cytrusowa esencja z kwasami AHA

Esencja to stosunkowo nowy krok w mojej pielęgnacji i niewiele produktów z tej kategorii używałam. A jeśli mnie pamięć nie myli, to właściwie na tym etapie niepodzielnie królowało u mnie dotąd Beloved, z którego byłam bardzo zadowolona. Szczególnie z Dance In The Rain of Roses. Pamiętacie tango, które razem tańczyliśmy?

Esencje traktuje jako krok dodatkowy, nieobligatoryjny i wzbogacający moją wieczorną pielęgnację. Od esencji oczekuje przede wszystkim nawilżenia. Jeśliby tego nie zapewniała, uznałabym ją za niewypał u mnie. Jeśliby robiła coś ponad to, uznałabym to za bonus. Cytrusowa esencja Iossi chwali się wynikami badań, które wykazały, że po 28 dniach stosowania poprawia nawilżenie o 45%. Jednak według mnie wcale nie trzeba aż tyle czekać, by to nawilżenie poczuć. Z czego jestem bardzo zadowolona. Z bonusów zanotowałam lekkie wygładzenie.

 

Zielone Labolatorium, Kokosowe mleczko do ciała

Kokosowe uniesienie. Absolutnie obłędne kokosowe szaleństwo, które musicie poznać, nawet jeśli nie jesteście szczególnymi fankami kokosa, bo dzięki Zielonemu Laboratorium się nimi staniecie! W każdym razie ja się stałam fanką mleczka ( bo do kokosa szczególnie mnie namawiać nie trzeba było).  Mleczko to bardzo oryginalny kokos, nie taki wprost słodki i oczywisty w stronę wiórek. Trochę cynamonowy, a właściwie taki jedzeniowy w stronę jakiegoś ciasta drożdżowego czy inszych wypieków. Apetyczny. 

Mleczko jest lekkie, mleczkowate właśnie. Ja się zawsze czepiam nazewnictwa, że mus nie jest musowy, a masło to właściwie krem albo odwrotnie. To mleczko jest mleczkiem jak w mordę kokosem strzelił. Jest więc dość rzadkie, takie nawet chlupoczące, jak się pomajta butelką. Troszkę bieli przy aplikacji, ale jednocześnie płynnie i lekko się rozprowadza, więc te kilka dodatkowych ruchów ręką, by rozetrzeć smugę, nie jest kłopotliwe. Zresztą mleczko fantastycznie nawilża i odżywia, bardzo delikatnie też natłuszcza i otula skórę. Uwielbiam!

 

Blank Mydlarnia, Zielone masło do stóp i ciała

Zagrajmy w Zielone. Ale bardziej takie ze Słonimskiego niż z Broniewskiego, bo atmosfera tu intymna, a tworzy ją dymny, gęsty, ziołowy, trochę kadzidlany zapach tego masła. Jesli lubicie woń Zielonej kawy z tabaką Mokosha, to ta tutaj również powinna się Wam spodobać, gdyż to bardzo podobny klimat. Tak zapach Zielonego opisuje autorka: ”Zapach Zielonego jest ziołowy ze świeżą nutą, po naniesieniu na skórę w pierwszej kolejności wyczujesz cierpkość petitgrain i niepokojącą marchewkę, po kilku minutach zapach rozwinie się tworząc przyjemną ziołową kompozycję”. Tworzą ją rozmaryn, czerwony tymianek i szałwia.

Okazuje się, że jestem fanką maseł Blank i chciałabym pozachwycać się Zielonym. Jego zapachem, owszem. Jego wspaniałą, puszyście śmietankową konsystencją, owszem ( z bliska możecie ją zobaczyć tu ) . Ale najbardziej chciałabym pozachwycać się jego wykończeniem na skórze i działaniem. Mówimy o maśle, ale nie wyobrażajmy siebie typowego tłuściocha. U mnie wchłanialność tłustych formuł jest generalnie niska. Tu niby mamy konsystencje, która pod wpływem ciepła dłoni robi się oleista, ale przy tym pięknie się wchłania dając takie troszkę satynowe wykończenie. Co u mnie rzadkie przy tego typu produktach, tu nie mam potrzeby wspomaga się dodatkowym humektantem, ponieważ masło zaspokajana potrzeby mojej skóry. Jest absolutnie idealne. Używałam do ciała, bo do stóp było mi go szkoda. 

 

Hempking, Naturalny dezodorant konopny z CBD o zapachu wanilii i kwiatów Ylang Ylang

Trochę już tych naturalnych deo przetestowałam ( z efektami testów możecie zapoznać się tu ). Ten jest naprawdę mocnym zawodnikiem, co ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. Do plusów dodatnich z pewnością trzeba zaliczyć skuteczność. Byłam bardzo zaskoczona tym, jak doskonale radzi sobie w trudnych warunkach. To na tę chwile najskuteczniejszy sodowy dezodorant, jaki miałam. Przypomnę tylko, ze to jest dezodorant, nie antyperspirant, zatem jego zadaniem NIE jest hamowanie wydzielania potu. Jego zadaniem jest neutralizowanie brzydkiego zapachu, który powstaje, gdy bakterie zaczynają rozkładać wydzielony pot. I tutaj deo Hempking daje radę nawet podczas umiarkowanej aktywności fizycznej.

Niestety, ta wysoka skuteczność pociąga za sobą okresowe uczucie swędzenia. Wtedy muszę odstawić deo na dzień/ dwa, by potem powrócić do niego z sukcesem. Tu znaczenie ma też aplikowana ilość – nie warto z tym przesadzać. Dezodorant jest dość zbity, ale topnieje pod wpływem ciepła dłoni ( tu można zobaczyć konsystencję ). Czuć w nim drobinki podczas rozcierania. Czuć je mniej niż np. w 4szpakach, ale bardziej niż w Majru. Hempking pod palcami wydaje się dość tłusty, dłonie po aplikacji trzeba porządnie umyć. Natomiast pod pachami nie czuć żadnej tłustości ani wilgoci, nie trzeba czekać z ubraniem się. Ubrań nie barwi, czasem tylko zauważałam białe smugi na czarnych materiałach. Ale widywałam takie również przy innych sodowych deo, a że odpierają się bezproblemowo, to nie postrzegam ich negatywnie.

No i zapach. W Hempking mają nosa do zapachów. Gardenia z wanilią rozwala system, ale i wanilia z Ylang- Ylang nie daje o sobie łatwo zapomnieć. To zapach mocny, z wyraźną przewagą Ylang- Ylang. Czuć go wyraźnie nie tylko w słoiczku, ale również spod pach w ciągu dnia, a wieczorem na zdjętych ubraniach.

 

Blank Mydlarnia, Cytrynowa beza

Cytrynowa beza nie załapała się na zdjęcie główne, bo pozostał mi już po niej tylko szary papier. Ale wciąż patrząc na nią mam ochotę szukać łyżeczki i brać się za jedzenie deseru. Cytrynowa to mydło o intensywnym, skórkowym aromacie soku świeżo wyciśniętego z najbardziej cytrynowych cytryn, jakie moglibyście powąchać ( no WC style ). Jak się okazuje, jestem ogromną tej cytrynowej linii Blank. Albowiem mam również masło do ciała Sour Lemon i, choć to zaledwie pierwsze wrażenia, to są one turbo pozytywne. 

Beza jest urokliwa, co każdy widzi. Warto tu jeszcze dodać, że ciemne kropki, które widzicie w dolnej części, to zmielone łupiny kokosa. Choć wydawać by się mogło, że zwiastują peelingowanie, to zdecydowanie nie. Pełnią one wyłącznie rolę ozdobnika, który dodaje Cytrynowej pazura. Kostka jest średnio twarda, dobrze trzyma się formę, zmydla się dość pieniście. Ten surowy zapach cytryn cały czuć w czasie zmydlania i ja bym właściwie mogła siedzieć i wąchać tę kostkę całymi godzinami. Jeśli chodzi o właściwości myjące, są więcej niż w porządku – kostka jest dość mocno przetłuszczona i nie tylko nie wysusza mi skóry, ale zostawia ją naprawdę bardzo miło miękką.

POPULARNE POSTY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You cannot copy content of this page
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.
Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.