
Druga część ulubieńców 2019 roku. Zależność między używaną przeze mnie liczbą kosmetyków do twarzy a liczbą kosmetyków do ciała i włosów jest odwrotnie proporcjonalna do powierzchni tychże. Taka mała twarz, a tyle rzeczy się na nią nakłada, podczas gdy ciało zadowala się znacznie okrojonym zestawem. Także ta część ulubieńców będzie znacznie krótsza. Pierwszą o pielęgnacji twarzy możecie przeczytać tu.

Preparaty do pielęgnacji ciała
Tradycyjnie już zacznę od myjadeł. Do ciała głównie używam mydeł w kostce, a kostką, która pod każdym względem wyróżnia się spośród poznanych przeze mnie w zeszłym roku, jest pomarańcza z rozmarynem 4szpaków. Kostka pięknie się prezentuje. Ma intensywny, energetyczny, słonecznie pozytywny kolor. Aromatyczny, suszony rozmaryn ściele się gęsto na szczycie i rozsiewa wokół siebie cudowną woń. Kostka dawała miękką pianę, nie dawała jej dużo, ale ja dużo nie potrzebuję. Potrzebuję za to czyściutkiego, niewysuszonego, mięciutkiego ciałka, a te tu 4szpaki mi to zapewniły.

Żeli wielu nie poznałam, ale ujędrniający Vianek wyjątkowo zapadł mi w pamięć. Cudnie pachnie – cynamonowo z delikatną, owocową nutką przywodzącą na myśl porzeczkę. Nie wysusza, ściąga skóry, a wręcz przyjemnie ją zmiękcza. Podoba mi się, że składzie nie ma SCSu. Nazwę „ujędrniający” od początku brałam w nawias i w ogóle nie rozpatruje działania żelu pod prysznic pod tym kątem. Mogłabym jedynie chcieć, żeby szybciej się pienił. Nie mocniej, ale właśnie szybciej, bo początkowo prześlizgiwał się po skórze niczym galaretka zanim załapał wodę i zaczynał myć.


W mojej pielęgnacji ciała bardzo istotną rolę odgrywa regularne peelingowanie. To jest coś, co sprawia, że widzę wyraźną poprawę wyglądu i napięcia skóry. Czasem robię własne, domowe peelingi, ale zwykle jednak wybieram gotowce. Trzy z nich szczególnie ukochałam sobie w zeszłym roku – peeling kawowy ze śliwką Ajeden, scrub z olejem z pestek śliwki i jojoba Hagi oraz rozmaryn z limonką od Iossi.


Scrub Hagi jest dla odmiany peelingiem solnym na bazie soli zabłockiej i bocheńskiej. Złuszcza w stopniu wypośrodkowanym, pozostawia skórę powleczoną minimalną warstewką, ale zupełnie nietłustą. Pod względem zapachu cała kompozycja jest mało śliwkowa – raczej słodka, waniliowa, dopiero gdzieś w tle czuć delikatną, świeżą woń owoców śliwki. Całość nie jest jednak zapachem, który można by porównać do marcepanowego charakteru oleju z pestek śliwki. Oryginalną cechą tego peelingu jest to, że ładnie rozświetla skórę. Jest to subtelny, mieniący się blask.


Równie regularnie co peelingowanie z tym, że częściej, uskuteczniam smarowanie. Waszą uwagę chciałabym zwrócić na trzy smarowidła – mus mango Savon, wygładzający balsam do ciała Lila Mai i nawilżający balsam na rozstępy Sylveco.


Wygładzający to najwłaściwsze określenie dla balsamu Lilla Mai. Jest bardzo gęsty, budyniowaty – jak się przekręci opakowanie do góry dnem, to nic kompletnie nie ścieka, taki gęścioch. Ma ciekawe wykończenie, aksamitno-matowe. Ładnie się wchłania, choć smuży nieco przy rozsmarowywaniu. Zapewnia skórze poczucie komfortu przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek warstwy. Poznęcałabym się nad opakowaniem, bo pompka mocno szwankuje… bo farba schodzi z etykiety… ale opakowanie zostało już zmienione na szklane, więc pozostaje tylko się cieszyć!


Kiedy mowa o pielęgnacji ciała, nie mogło zabraknąć dezodorantu Trawiaste. Skutecznie maskował brzydkie zapachy nawet w hardcorowe, remontowo – przeprowadzkowe dni, nawet w kilkunastogodzinne bieganie w miejskim upale. Deo zapakowany jest w szklaną butelkę z aplikatorem, ale nie jest to psikadło, które robi mgiełkę tylko punktowo wypluwa produkt wąskim strumieniem na dużą odległość. A sam produkt jest wodnisty, chlupoczący, więc jak się od razu nie wciśnie aplikatora z impetem, to deo nie dolatuje do pachy. Dlatego najbardziej lubiłam psikać go sobie na dłoń i rozcierać pod pachą jak balsam. Deo bosko pachnie jak dla mnie i nie jest stereotypowo kobiecy – delikatny, ziołowy, trochę pikantny, taki z pazurem. Będzie też fajny dla mężczyzn. Deo jest wodnisty, dobrze się wchłania, nie klei się, choć trzeba dać mu chwilę, szczególnie przez założeniem czegoś białego, bo zdarzyło mu się barwić na żółto. Sprało się to bez żadnych dodatkowych zabiegów zwykłym Froschem.


Pielęgnacja dłoni
Osobno chciałabym potraktować temat dłoni, bo te są u mnie problematyczne, więc ich pielęgnacji poświęcam szczególnie dużo uwagi. Sukces zaczyna się na etapie mycia i dobrania niewysuszających mydeł. Mam takie dwa ulubione w płynie – nawilżający żel Sylveco i werbenę Yope. Sylveco technicznie sprawował się u mnie podobnie jak wspomniany wyżej Vianek do ciała – nieco maże. Jednak uczucie otulenia, jakie zapewnia, warte jest dla mnie tej odrobiny cierpliwości przy aplikacji. Po umyciu rąk żelem Sylveco nie ma się wrażenia suchości i takiego odarcia skóry, jakby była rozgogolona, jak czasem po innych produktach do mycia. Bonusem jest także cudny, mandarynkowy zapach.


Na wymyte łapki można lecieć z pielęgnacją i tu zacznę od świetnego serum do dłoni i stóp Efiore – cudnie podkręca działanie każdego kremu, z jakim je nakładałam. Choć w ciepłe miesiące sprawdzało się również jako produkt solo na noc. Po wyciśnięciu z opakowania serum jest gęste, ale rozsmarowuje się lekko, a pod koniec jakby zastyga tworząc na skórze powłoczkę, niezbyt tłustą, ale wyraźnie wyczuwalną. Ta powłoczka sprawia, że już po aplikacji skóra wygląda lepiej – jest zmiękczona i wygładzona. Ale to także długofalowe skutki działania tego serum. To oraz wyraźna poprawa kondycji skóry. Odżywienie i uelastycznienie.




Pielęgnacja włosów
Pielęgnacja włosów polega u mnie głównie po prostu na regularnym myciu. Dlatego żadnych nadzwyczajnych kosmetyków w tej dziedzinie nie odkryłam. Ograniczę się do pokazania Wam trzech szamponów i dwóch masek.







No i gratuluję! Teraz to już naprawdę absolutny The End. Poznaliście wszystkich moich ulubieńców 2019 roku. Jakby Wam było mało, możecie jeszcze przeczytać krótki wpis o kosmetycznych hitach 2018 roku.
Najnowsze komentarze